śmierć mnie zbawi...
Śmierć cicha...
Oto na wiszarze
stoję — a tam jest morze ogromne podemną:
wzniosę ręce i rzucę się w tę otchłań ciemną —
i już koniec, już koniec...
Jak to morze ciche...
Wiatr już ustał i na faj wzburzonych obszarze
spokój wielki i senny...
O! gdyby to człowiek
mógł ucichnąć, jak morze to, i z serca pychę
zrzucić, co spokój spędza mu z bezsennych powiek,
każąc gonić za prawdą...
Prawda! — Kto ją poznał?
i skąd ludzie pojęcie bodaj jakieś mają,
że jest prawda na świecie, jeśli jej nie znają?...
Czy zna boleść, kto nigdy cierpienia nie doznał?...
czy zna szczęście, kto nie był chociaż raz szczęśliwy?
A my życie skąd znamy, gdy świat ten nie żywy?
Więc w nas tylko jest życie, a my je rzucamy
na te drzewa i morze, niebo, skał odłamy?...
Skądże mamy to życie, gdy go niema w świecie?
Wszakże człowiek ze świata, jako z matki dziecię,
wyszedł, jego krwią żyje, tchnie jego oddechem —:
więc i życie człowieka — życia świata echem!
Świat jest żywy!
Strona:PL Jerzy Żuławski - Poezje tom III.djvu/209
Ta strona została uwierzytelniona.