z prawd na prawdy, ku światłu, bez wytchnienia, końca,
aż do śmierci...
Do śmierci!?
Ha! czyż śmierć nie przeczy
postępowi i świętej myśli samowładztwu?
Czyż nie pada podcięty bujny kwiat człowieczy
z wonią myśli w zgniliznę i na łup robactwu?
Gdzież jest ciągłość rozwoju, co się życiem zowie?
Więc ten łańcuch w tem miejscu rozerwany pryska
i wspaniałość swą kończy człek w cmentarnym rowie,
gasząc iskrę z świętego skradzioną ogniska?...
Nie! jeśli wieczny postęp jest prawem wszechświata,
to nie może w proch padać to, co w niebo wzlata!
Wszakże cały świat w moim się rozwija duchu,
i gdyby myśl ma gasła wraz z gnijącem ciałem,
on by musiał się wstrzymać w postępowym ruchu
i wstecz cofnąć w pościgu za swym ideałem!
Nie! dobytek mej myśli wyzwolonej z ciała
nie przepadnie! wieczysty, jak te słońca wieczne,
te otchłanie gwiaździste i te drogi mleczne,
których blask w mojej myśli uświadomion pała!
Tak jak promień, co z słońca wybiegł raz, nie ginie,
chociaż słońce w ciemności zagaśnie głębinie,
lecz gwiazd coraz to nowych czepiając się, łączy
w nieskończonej wędrówce światy oddalone,
a w przemianach tysiącznych krąży, drży i leci,
Strona:PL Jerzy Żuławski - Poezje tom III.djvu/213
Ta strona została uwierzytelniona.