kiedy rozpacz ma wzięła górę nad przestrachem.
— Zaliś przyszedł, jak szatan, dręczyć mnie w tem piekle
i urągać słabemu, który śpi pod dachem
już walącym się, mówiąc, że zginie wraz z gmachem?
— Czego chcesz!? — Śmiech jedynie był mi odpowiedzią,
śmiech tak straszny, że mroził wszystką krew w mych żyłach,
i zasię głos słyszałem dzwonów grzmiący miedzią:
»Ciebiem wybrał, boś mały na duchu i siłach,
i kąsając, sam padniesz, jak pies — na mogiłach!«
I wyciągnął nademną ognistą prawicę,
a mnie ciężar jasności jej przygiął do ziemi —
i widziałem nad sobą głodną błyskawicę
w krąg gryzącą powietrze zębami złotemi,
i byłem jak ci ludzie, których grom oniemi.
»Kładę na cię złowieszcze Moich natchnień brzemię
i przekleństwo Mej łaski rzucam na twą głowę!
Idź, ostatni — fałszywy proroku, na ziemię,
a za tobą w ślad pójdzie powietrze morowe
i przedśmiertelnej rozpaczy szaleństwo niezdrowe!