»Zaprawdę! dziś Mi trzeba twych poziomych lotów,
słów bezsilnych, co w niebo nie umieją skoczyć!
A nie pytam cię nawet, czyś do drogi gotów,
bo nie idziesz Mnie wieścić, ni krwią plemion broczyć,
lecz jak robak — podłości dom spróchniały toczyć.
»Idź więc! kłam i przed śmiercią śpiewaj nędznym życie,
aby tańcząc na grobach ohydnie konali;
śpiewaj ślepym płomienne gwiazdy na błękicie,
których nigdy nie zoczą, aby krwią płakali,
błądząc, łodziom podobni bezsternym na fali.
»Wieść sen cichy pod strzechą zajętą pożogą,
mów o pierwszem serc biciu — frymarczącym sromem,
o ojczyźnie tym, którzy ujrzeć jej nie mogą,
o rodzinie — tęskniącym napróżno za domem,
o zwycięstwie — upadłym pod przemocy gromem!
»Idź! skazanym na wieczne boje bez zwycięstwa
ty prorokuj spoczynek i wieczorną ciszę,
która nigdy nie będzie zapłatą ich męstwa,
by im z ramion zwątlałych leciały berdysze,
jak liść z drzewin, gdy wicher Mój lasem kołysze.