Strona:PL Jerzy Żuławski - Poezje tom III.djvu/28

Ta strona została uwierzytelniona.

wobec nadziei, która — nieomylna —
sprawia, że krzyk go tłumu nie przeraża,
każąc mu wierzyć, że dziś nieprzychylna
dla prawdy ludzkość, u stóp jej ołtarza
padnie i wszystkich wyparłszy się bredni,
z Bogiem-Wszechświatem poczuje się w jedni!...

Pierś mi już stygnie i oko się mroczy,
wicher mi targa siwy włos z nad czoła,
osłabła stopa ledwo naprzód kroczy
i dłoń uderzyć w struny ledwo zdoła,
lecz idę naprzód, bo duch mię proroczy
porwał i wiedzie na miasta i sioła:
niesłuchanemu jeszcze wołać każe,
starcowi — walić starych bóstw ołtarze!

Wkrótce już spocznę, ja wędrowiec boży,
wkrótce już zamknę znużone powieki,
a wtedy burzy, co się dzisiaj sroży,
nawet mię odgłos nie dojdzie daleki, —
duch, jak łupinę, marne ciało złoży
i pójdzie zlać się już z Bogiem na wieki,
którego wieści mu cała natura:
morze swym szumem i gromami chmura.

Może ostatnią pieśń już dzisiaj nucę,
może ostatni raz napinam struny, —