Ta strona została uwierzytelniona.
w głąb się nieb przed tumanem mgieł chcąc cofnąć, nim-by
na nie straszne swe skręty zarzucił polipie,
co objęły już w uścisk swój skały i limby.
I tak drżące się płoni i opale sypie
świetnym gradem na zimne, martwe głazów stoki,
snując przędzę złocistą po mgłach, mchu i skrzypie.
Oto wicher się zerwał i ponad obłoki,
nad chmur morze jął pędzić nasz ostrów z granitu,
jak łódź lekką, co pianą ma zbryzgane boki...
I znów płyniem po morzu mgieł — w otchłań błękitu.