Po strasznym dniu noc przyszła straszniejsza.
Nie spano. Czekał lud śmierci lub zbawienia.
Wciąż głucho. Nic a nic. Noc żaru nie zmniejsza,
ani cierpień nie chłodzi straszliwych pragnienia.
Mojżesz nie śpi i duma: »Więc już umrzeć przyjdzie?
Do ziemiż obiecanej nikt już z nas nie wnijdzie?
O Jehowa! Gdyś w krzaku ognistym się zjawił,
rozkazałeś, bym naród z niewoli wybawił,
obiecałeś mu bujną i rozkoszną ziemię;
zaliż dzisiaj już cofniesz swoje święte słowa,
zali oddasz zagładzie ukochane plemię?«
Zwątpił prorok! Promienna opadła mu głowa
na szeroką pierś ogniem rozpaczy przeżartą;
myśli, coraz posępniej pod wysokiem czołem
płynąc, bólem wierciły skroń na ręku wspartą...
Usnął...
Cisza dokoła. Z trupami pospołem
noc i żywych okryła tym samym całunem
śmiertelnym. —
Mojżesz śpi...
A wtem mu się zdało,
że niebo błysło nagle jaskrawym piorunem,
a w ognistych tęcz wieńcu, otoczony chwałą
siedmiu pułków anielskich zjawił się Jehowa
Strona:PL Jerzy Żuławski - Poezje tom III.djvu/39
Ta strona została uwierzytelniona.