Strona:PL Jerzy Żuławski - Poezje tom III.djvu/40

Ta strona została uwierzytelniona.

i nad śmierci padołem podniósłszy prawicę,
grzmiące jako orkany wypowiedział słowa:
»Jam jest Pan wasz i Bóg! Czystych wód krynicę
dam wam, byście Mym słowom wierzyli na zawsze;
wiedzcie, że serce Moje nad grzech wasz łaskawsze!
Powstań, sługo — i laską uderz w skał opoki,
a tryśnie źródło chłodne!« I zniknął. Znów głucha
cisza padła i znowu cień wrócił głęboki.
Mojżesz z twarzą na ziemi głosu Boga słucha;
choć już przebrzmiał, on jeszcze nie podnosi skroni —
i z wdzięcznością do serca mu weszło ździwienie,
że jeszcze Bóg wybawić zechce naród z toni
śmiertelnej, naród, który święte sprzymierzenie
tyle razy pokalał.
Świt już wstawał szary,
niebo było pogodne, bez chmurki — jak wczora.
Wkoło piaski i piaski. Dzikich hyen chmary,
które koło obozu zebrane z wieczora,
nocą wyły pogrzebne i złowieszcze pienia,
teraz wojno znikały. Mojżesz dumał długo,
a gdy wreszcie się zbudził z świętego uśpienia,
słońce wzeszło, witając ziemię świateł strugą.

»Wody! wody daj, wodzu!« Mojżesz powstał, patrzy:
tłum go dziki oblega, ponury jak wczora,
tylko więcej rozpaczny i na twarzach bladszy,