kiedym wzniósł oczy na Pańską świątnicę,
podle ołtarza u wstępu ulice
bałwan jątrzący i nader bezwstydny.
I rzekł Pan do mnie; O, synu człowieczy!
widzisz, co czynią? Lud Moje najświętsze
miejsce skalawszy, przymierze kaleczy,
abym stąd odszedł i puścił go z pieczy;
wszelakoż zbrodnie pełnią jeszcze więtsze!
I głosem wielkim, jak potężne grzmoty,
Pan począł wołać (zmartwiałem od lęku):
Sam, o, siepacze Moi, do roboty!
bo nawiedzenia przyszedł dzień na złoty
gród Jeruzalem, — pójdźcie! z mieczem w ręku!
I sześci mężów przyszli na głos Pana,
z mieczami wszytcy, — a siódmy w ich rzędzie
stanął pośrodku, kędy jest miedziana
ołtarza stołba, — szata na nim lniana
a zaś u bioder pisarskie narzędzie.
I z cherubiego wozu Pańska Chwała
spłynęła w żrących błyskawic potoku
do wrót świątyni i męża przyzwała,
na którym była lniana szata biała
a zaś pisarskie naczynie u boku.