czarność jej gorzką niechaj strach pomnoży
i wieczna dziennej jasności tęsknota,
a niechaj nigdy nie ogląda zorzy:
iż nie zamknęła wrót tego żywota,
który mnie nosił, ni oczu nie zwichła,
zanim im światłość pokazana złota!
Przecz nie umarłem w żywocie zarychła? —
stoktoćby lepiej było dla mnie pono,
by pierś ma była w pierwszym płaczu ścichła!
Czemum był wzięty na matczyne łono,
czemu do życia spowity w pieluchy
i przecz mnie pierśmi mlecznemi karmiono?
Byłbym snem swoim spoczywał już, głuchy
i królom równy a wielmożom świata,
co czczość budując, skarb zbierali kruchy, —
martwemu rówien płodowi, co zlata:
byłbych już niczem, jako niezrodzeni,
co nie widzieli światła! TAM się brata
wszystko! — Niezbożni TAM od trwóg zbawieni,
TAM spoczywają, których życie trudzi,
TAM są otwarte jeńcom drzwi więzieni,