tak zdrowie moje Ty strawiłeś, Panie!
I dzisiaj we mnie samym więdnie dusza,
upadłszy w nędzy ostatniej otchłanie...
W nocy ból wierci kość mą i rozkrusza;
nie śpi czerw zasię, który żre me ciało,
lecz mnóstwem kazi mą odzież i zdusza
mnie, jakby ostra włosiennica. Małą
garsteczką błota jestem i popiołu,
perzyną, którą wianie burz rozwiało...
Choć oto wołam do Ciebie z padołu,
Ty mię nie słuchasz! choć staję na przodzie,
nie zważasz, z głazem ceniąc mnie pospołu!
Okrutnym dla mnie się stałeś! w niezgodzie
poczynasz ze mną i straszliwe brzemię
Twej ciężkiej ręki zgniata mnie i bodzie!
Owoś mię podniósł i znagła o ziemię
rzucił, jak wicher niewstrzymanej mocy.
Wiem, iż mię podasz śmierci, gdzie ma plemię
żywych pośledni dom w wieczystej nocy, —
a kto dłoń zbawczą ściągnie do kostnice?...
kto potępionym będzie ku pomocy?