i rozmawia coś z rzeszą smutkiem mu pokrewną...
Cicho znowu — i tylko bielą się kolumny
marmurowe na grobach, a mary w ich cieniu
przystanęły, — dumają o mogił więzieniu...
Teraz siedzą na grobach smutne i spokojne,
pośród ciemnych drzew białą łyskające szatą.
Drzewa chylą się ku nim wonnem kwieciem strojne;
wiatr przycichnął, by piersią nie spłoszyć skrzydlatą
tych, co życia szczęśliwie ukończywszy wojnę
i spocząwszy po trudach za cmentarną kratą,
wyszli teraz na księżyc w północnej godzinie, —
wyszli, — znikną, nim krótka, letnia noc przeminie.
Sam jestem w duchów gronie, których pełen cmentarz.
Cicho. Nagle w alei lipy się rozpłaczą
szumem tęsknym i pytać się zdają: »Pamiętasz,
jak przeklinałeś niegdyś samotność, z rozpaczą
walki łaknąc? Dziś błogi ci spokój!« — O, święta-ż
bo ta melodia drzewin! Duszę mą tułaczą,
rozżaloną — swym cichym szeptem w sen kołysze,
zapomnienia rozkoszne lejąc w nią haszysze...
Pojrzę w długą aleję. Na każdej gałęzi
księżyc usiadł i buja, jak swawolne dziecię.
Strona:PL Jerzy Żuławski - Poezje tom IV.djvu/101
Ta strona została uwierzytelniona.