Martwa cisza dokoła. Miasto we śnie leży;
zgasły światła po domach, wszędy spokój głuchy...
Księżyc w pełni wypłynął i promienie szerzy,
po ulicach rozsnuwa jakby nocne duchy —
a gmachy wyglądają w tej srebrnej odzieży,
jak trupy śmiertelnemi okryte rańtuchy:
z jednej strony świec płomyk martwe lico krasi,
z drugiej całun zwojami słabe światło gasi.
Cichy klasztór olbrzymi. We śnie zakonnice
modlitwami znużone o swym Bogu marzą...
Pusty kościół i tylko przed ołtarzem świece
mdławym blaskiem płonące dla przybytku strażą.
Księżyc padł na gotyckie, szklane okiennice
i do środka zagląda trupio bladą twarzą.
Wieża w niebo gdzieś śmiga, jak niezmierna strzała;
złota kula u szczytu jakby gwiazda pała.
Po kolumnach i łukach samotnej wieżycy
księżyc nici świetlane rozsnuł promieniami,
Strona:PL Jerzy Żuławski - Poezje tom IV.djvu/103
Ta strona została uwierzytelniona.
LUNATYCZKA.