Strona:PL Jerzy Żuławski - Poezje tom IV.djvu/140

Ta strona została uwierzytelniona.

Sen jam jeden miał tylko, potężny lecz krótki.
Błysnął, zagrzmiał i przepadł w przestworzach bez końca;
chory-m z niego się zbudził na bole i smutki,
na długie, blade, mgliste dnie bez blasku słońca.

Mętów dużo w puharze i długo je piję,
myśl już od nich zgorzkniała i zatruta dusza —
a wciąż jeszcze wąż jadu do ust mi się wije,
pali piersi gorączką i czaszkę wysusza!

Czasem chciałbym roztrzaskać ową czaszę złotą,
o gruz rzucić, o skałę, w proch i pył i w błoto,
ale koło jej brzegów owiązane palce
tak się zgięły kurczowo, że jej puścić nie chcą,
a ze środka wstające zwątpienia padalce
tak me usta spieczone ślizkiem ciałem łechcą,
że mi trudno się rozstać z trucizną i jadem
i z obliczem potworu w złotej czaszy bladem!

O! mnie nie żal tej czary wystygłej i próżnej
soków, które by czyste upojenie dały,
próżnej soków, co życie by mi świeże wlały,
ale nie chcę, by świat mi był choć kroplą dłużny
wszystkich cierpień, co fatum w mój kielich włożyło, —
nie chcę od nich spokojną bronić się mogiłą!