biorą na się — i tylko z Alp lodowych grzbietu
iskier kilka czerwonych jeszcze w niebo wzlata:
to ostatnie słoneczne pożegnanie świata.
Wkrótce zgaśnie — i ciemno już na ziemi będzie,
ciemno w niebie i w lasach, na górach — i wszędzie...
Wicher pieśń już zakończył i tylko wspomnieniem
jeszcze mruczy i w jodeł gałęziach szeleści,
śnieg strząsając, — a śnieg on, jakby łzy boleści,
spada cicho i ginie. Jeszcze raz westchnieniem
poruszyło się ciemnej puszczy łono śnieżne —
a westchnienie to było straszne i bezbrzeżne,
tchnące wielką rozpaczą i żałością rzewną,
i szerokie i ciężkie — i ostatnie pewno...
Teraz cicho... Śpi wszystko zimne i bez ruchu.
Gwiazdy w górze migocą; lecz na śnieżnym puchu
tu pod jodeł sklepieniem, ledwo promień wpadnie,
zadrży, zećmi się, skrzepnie i zaraz pobladnie,
bo w tej ciszy, w tym cieniu, w głuszy tej bezdennej
śmierć jest nawet dla gwiazdy jasnej i promiennej...
O, o! dobrze mi teraz! teraz mi już błogo!
Teraz marzyć mi wolno, póki myśl zmrożona
nie zastygnie, jak światło gwiazd i w ciszy skona!
O, o! dobrze mi tutaj! tutaj nikt już nogą
nie nadepce mi serca, ani mej mogiły
Strona:PL Jerzy Żuławski - Poezje tom IV.djvu/156
Ta strona została uwierzytelniona.