Ta strona została uwierzytelniona.
dopóki czas! —
Lecz darmo w obie chwyciłem go pięście
i darmo stopą przygniotłem twardą,
myśląc, że uśmiercę,
bo on mocniejszy był
i wznosił głowę hardo,
gdym ja opadał z sił
i niezmożony znów mi ściskał gardło
i kły znów wbijał w serce
i żyły darł
i gryzł i żarł —,
a szczęście moje marło
a żył
zły gad — mój ból...
I zobaczywszy, że jest nieśmiertelny
ani się jaką da pokonać siłą
i nawet zdeptany — nie skona,
ze wstydu w głębi go ukryłem łona,
a chociaż szczęście moje już nie żyło,
usta przybrałem w uśmiech weselny,
skroń — w zielone liście,
aby przynajmniej nie wiedział świat,
że we mnie żywie gad,
który wy pełznął z róż,
jak wąż, —