Ta strona została uwierzytelniona.
tak gryzł — ohydny! —
posoką ślizki, wstrętny i bezwstydny,
i gryzł i żarł,
— zły gad, mój ból!
I oszalały jego strasznym jadem,
złamany jego przemocą straszliwą,
zrobiłem sobie zeń w końcu bożyszcze
i na kolana upadłszy przed gadem,
objaty krwią mu odtąd świecę żywą,
dymiące szczęścia i nadziei zgliszcze,
jak kadzielnicę wielką przed nim kładę
i drżącą wznoszę dłoń,
a wargi moje, pokorne i blade,
tak bałwochwalczo modlą się doń:
— Bądź pochwalony,
bólu niezmożony,
sława ci wieczna i we dnie w nocy,
że pierś mą krwawisz,
że serce trawisz,
a nic się oprzeć nie zdoła twej mocy;
bo szczęście zginie,
bo życie minie,
a ty trwać będziesz, zwycięski;
za rany moje,
za łez tych zdroje,