Strona:PL Jerzy Żuławski - Poezje tom IV.djvu/240

Ta strona została uwierzytelniona.

zarumieniona z miłosnej pieszczoty,
a jeszcze mdlejąca z tęsknoty,
rozchyla chusty
lubieżnie a razem wstydliwie
i pierś odsłania nie sytą szału —
i ust szukając pragnącemi usty,
śni o straszliwej, zabójczej miłości,
ostatnim dziwie...

Ta złota róża w wazonie z kryształu! — —
Nawpół rozwarta, jak kobiece wargi,
które chcą, by je całować,
podobna do snu o miłości,
co tak zakwitnął na jeden dzień
czarownym kwiatem!

Niewinna, zda się, jak dziecięcy śmiech,
czysta — jak młoda dziewczyna,
a tak kusząca, jak śmierć i grzech,
zwycięzka, chociaż bezbronna
i wonna... tak wonna...

Upaja mocniej od wina
i więdnąc w żarze własnej namiętności,
od własnej mdlejąc rozkoszy,
rozchyla — rozgina