w słowików nocną wsłuchan rozmowę,
a róże polne u stóp mi kładą
w ciernie wplątane kwiaty różowe.
Śpiewem się poję, oddycham wonią,
piersiami lasów zachwytam tchnienia;
myśli bezładne za światy gonią,
płyną pod ciemne niebios sklepienia.
Pijany jestem rozkoszną nocą,
samotny — życia nie chcę innego,
niech tylko zawsze gwiazdy migocą,
niech strumyk szumi, niech pachną róże,
niechaj słowiki do snu mi pieją,
a nie chcę gwaru życia dziennego:
tu skryję serce, uciszę burze,
tu niech się piosnki szczęśliwe sieją!
Pary nad wodą wznoszą się białe,
po róży krzewach pną się do góry,
mgławym obłokiem otoczą skałę,
paprocie stroją wilgłemi pióry.
Księżyca promień dopadł je blady,
twarze im rzeźbi, tka srebrne szaty;
z wodnych oparów wstają najady
powiewne, białe jak lilij kwiaty.