Wianki na czoła z róż polnych wiją,
włosy promieniem wiążą księżyca
i twarze w światła potoku myją,
że od gwiazd jaśniej świecą im lica.
Białem ramieniem dotknęły drżące
strumyka wody — i wskrzesły dźwięki,
jak lutni struny pieją płaczące,
zaklęte mistrza dotknięciem ręki.
»Chłopcze! — śpiewają, — wyrzecz się świata!
tam piosnka twoja echa nie zbudzi;
daremnie głos ci z duszy ulata —
nie znajdzie nigdy ucha u ludzi!
Serce ci młode zamrożą w łonie,
wyszydzą czucie, pogardzą łzami,
z cierni ci wianek wtłoczą na skronie, —
pójdź do nas, chłopcze, — zostań tu z nami!«
Postać się jasna wysuwa z grona
i płynie ku mnie na rąbku tęczy,
wonne jej lilje kwitną u łona
i gwiazda czoło promienne wieńczy.
Przebóg! czy marzę? Jej lica znane,
nieobcy uśmiech i czarne oczy;
dłonie wyciąga, dłonie kochane —
a śpiew się z piersi dziewiczej toczy: