Czy jutrznia, czy ognik w bagnisku poczęty
twe skronie ozdobił: nie ludzkie to blaski! —
i duch mój tem światłem w wir uczuć porwany
darami ci sypie, lecz zbliżyć się lęka,
bo czuje, że w tobie jest szczęście bez końca,
lub... męki bez końca! Kto jesteś, o piękna!?
O nie patrz! o nie patrz! wszak widzisz, że szał mię
porywa! — O, nie bij oczyma w me piersi,
wszak słyszysz, że jęczą jak harfa przed tobą,
jak harfa, gdy struny targane szalenie
w ostatniej się pieśni rozkrzyczą — nim pękną!
Ty chcesz więc przedśmiertnej tej pieśni łabędziej?
Chcesz widzieć, jak dusza poety umiera
i w jakie się głosy rozchodzi po niebie,
nim zniknie i zmilknie na wieki? Więc dobrze!
Opierać się nie chcę, nie mogę! Więc zagraj,
o piękna! — więc zagraj i słuchaj!
Z swych skarbów ma dusza dla ciebie kobierzec
zrobiła — i nic już, — krom życia — nic nie ma!
Więc bierz je, to życie wcielone w śpiew wielki,
ostatni! Patrz! łabędź pieśń zaczął — i kona...
Ha! wiem już! ha! wiem już, kto jesteś, o piękna!