Bór jest jak ręka olbrzymiej poczwary,
a w niej, jak złota stopionego morze,
łuna. Ogniste już srebrnieją żary,
lśni się już z wierzchu czarnej puszczy łoże,
lśni się już woda: to czarodziej wstaje,
olbrzymi księżyc wypływa nad gaje.
Jasno! Cień długi po łozach się łamie,
a młyn się zdaje być olbrzymem z baśni;
potężne w światło wytknął z mroku ramię,
a księżyc po niem pływa coraz jaśniej.
Młyn, jakby kapłan w świętej nocy chramie,
namiętnie szepce: o, światło! nie gaśnij —
przez łzy perłowe z rozkoszą się śmieje...
Księżyc się wznosi i ziemia widnieje...
Pod kołem woda gwiazd ulewą pryska,
a reszta dawnej, duszącej mgławicy
pod czarów różdżką jasnym duchem błyska;
jak na rusałek letniej wieczornicy,
życie i światło z kaskad wody tryska.
Ożył świat cudów! Słowo tajemnicy
zaklęć powiedział księżyca blask nocny,
nieśmiały niby, a czysty i mocny.
Młyn jest pałacem ze srebra, opali,
nad rzeką pereł stawionym zaklętą;
Strona:PL Jerzy Żuławski - Poezje tom IV.djvu/92
Ta strona została uwierzytelniona.