zamiast się u nóg jej położyć,
u tej w łachmanach podartej orlicy
ciała używa za knot smolnej świecy.
Gdy jednak i to nie wystarcza, gdy zgwałcona natura nie mści się, on, »aby twarz Boga z błękitów wywołać«, gwałci to, co jest w świecie ducha najświętsze, zobowiązania, jakie wkłada bezinteresowna i duchowa miłość drugiego człowieka. Postanawia na śmierć posłać wojewodę, starca Śwityna, który »sławą słynął, bił wrogi jego, winy jego gładził« — a przedewszystkiem jak ojciec go kochał. Wojewoda we śnie ostrzeżony uniknął wprawdzie śmierci, ale siepacze króla napadają dom jego bezbronny i mordują całą rodzinę. I teraz nareszcie, kiedy Popiel w krwawym domu swego wojewody ucztuje, pojawia się znak upragniony, — przychodzi płomienna kometa przez Boga wysłana na zwiady a śmierć tyranowi niosąca.
Świat zwyciężyłem!
woła król słaniający się pod zabójczemi grotami gwiazdy, —
i oto są ślady,
żem duch mający moc nad tą naturą!
Gwiazdy tę gwiazdę wysłały za zwiady,
czym żyw...
To śmierć moja...
Jego śmierć... Czuje ją, ale w krzyku jego nie znać żalu, trwogi ani rozpaczy, — owszem jest ogromny tryumf i radość niemal z odniesionego w pogromie zwycięstwa. — Popiel dotarł do celu, zmusił Boga do wmieszania się w sprawy świata i z tą