Zwracam uwagę na tę samą myśl i to samo jej: postawienia w »Anhellim«, »Kordjanie«, »Śnie srebrnym« i »Księdzu Marku«. Dowód to, jak wprost z głębin ducha Słowackiego wyrosła.
To pojęcie ofiary, tak często u Słowackiego spotykane, łączy się ściśle z całym jego poglądem na świat, który mu się przedstawia jako sprzężone współdziałanie niezliczonych istot w ciągłym rozwoju postępowym ku górze, ku światłu. Zdobyta wielkość — bo wielkość zawsze jest zdobyta, nigdy za darmo otrzymana, trzeba na nią liczne wieki w licznych wcieleniach pracować, — otóż zdobyta wielkość jest jakgdyby ciężko zarobionym pieniądzem, którym trzeba Bogu zapłacić za wielkość przyszłą, wyższą, w nowem wcieleniu i życiu. I znów przypominam: Słowacki był »panteista trochę«. Bóg nie w swej najczystszej formie, jako Byt najdoskonalszy, zapłatę wielkości przyjmuje, lecz odbiór jej przekazuje tym formom, które w wiecznej pracy i stawaniu się potrzebują cudzego dorobku, cudzej pomocy. Ofiara u Słowackiego, to zrzucenie dla nagich purpurowego płaszcza z ramion ducha, który już odchodzi i idzie wziąć nowy, świetniejszy, albo bielszy, choć może i cięższy i trudniejszy do udźwignięcia. To jest tak, bo taki jest świat; inaczej być nie może. Kto jest wielki, przez to samo ofiarować się musi. Nie ofiara jest wielkością, lecz wielkość ofiarą. Kto wzbijając się wzwyż, gromadzi moc i światło w swym duchu, ten jest największym dobroczyńcą ludzkości, choćby o niej nawet nie myślał, bo ta moc i to światło do niej powrócą. Mimowoli przychodzą na myśl końcowe słowa testamentu poety:
Strona:PL Jerzy Żuławski - Prolegomena.djvu/138
Ta strona została uwierzytelniona.
— 130 —