A król się przyznaje:
uczułem, że mię jako kłosy
chce siłą ugiąć i złamać — i łamie...
I to uczułem, że wysoki czołem
anioł mój nie chce paść przed jej aniołem.
A piękna była! — Przez one grobowce
stare wzniesiona nademną wysoko...
Mimo wszystko król pokusę odtrąca. Czuje w prostocie, w którą się teraz ubrał duch jego, że przeszłość »rumiana« jest na razie skończona, a teraz przed nim inne dzieło leży... I pełni je w pokorze
Trudno sobie wyobrazić większej różnicy, jak ta, która zachodzi między pierwszem a drugiem wcieleniem Króla-ducha, między Popielem a Mieczysławem. Po bezwzględnym choć bożej myśli pełnym tyranie — apostoł, po krwawym rycerzu — skromny król-rolnik... A przecież ciągłość myśli przewodniej i tu Słowacki zachował. Nie trzeba tylko zapominać, że Mieczysław jest spełnieniem dobrowolnej ofiary, którą, na kraj patrząc, złożył duch Popiela z ciała uwolniony. I Mieczysław nie jest do niczego przymuszony, i Mieczysław wiedzie lud za sobą przez miłość, jak tamten go wiódł przez grozę. I on jest wielki, ale nie przez hardą, do nieba szturmującą myśl, lecz przez pokorę i cierpienie.
I tu pokazuje poeta, jak jedna i ta sama rzecz, jeden i ten sam duch w krańcowo przeciwnych formach może — a nawet musi się kolejno objawiać. Król-duch, »na walkę z ciałem przeznaczony wieczną, aż Jeruzalem sprowadzi słoneczną», ani na chwilę z drogi tej nie schodzi. W pierwszem wcieleniu łamał ciało bezpośrednio, w drugiem zda się o niem