Tak się przedziwnie złożyło, że dzień, w którym po raz pierwszy w Tatrach się znalazłem, był dla mnie zarazem dniem poznania Kazimierza Tetmajera, człowieka, który miał stać się tych Tatr duszą śpiewającą. Było to bodaj że w dziewięćdziesiątym piątym roku; kilkanaście już lat ubiegło od tej pory, a jednak tak żywo stoi mi w pamięci ów wieczór spotkania nad Morskiem Okiem, pełen wichru halnego, co łamał lasy pod Żabiem i gdzieś na stokach Opalonego, rozorywał w białe bruzdy pociemniałą wodę stawu i chłodził nam czoła młode, rozpalone bezwzględną i tak nad wyraz piękną wiarą w przyszłość.
Kilkanaście długich lat już ubiegło od tego czasu nad Tatrami i ponad czołami naszemi, co się zwolna ćmić poczynają i chylić...
Ale nie o wspomnienia osobiste chodzi mi w tej chwili. Ten dzień przypomina mi się jeno
Strona:PL Jerzy Żuławski - Szkice literackie.djvu/015
Ta strona została uwierzytelniona.