dnak wszelkie namowy i prośby, — to nie jego, nie zbójnicka rzecz, cóż go obchodzą panowie, którzy dotąd jego w skalnem gnieździe nie zaczepili, co go obchodzi los chłopów tam z dołu, „lachów“, których on nawet za pobratymców swoich zgoła nie uważa? Posłowie odchodzą z niczem; Janosik pójdzie jutro po staremu na Węgry rozbijać wraz ze starym Sablikiem i trzema wypróbowanymi towarzyszami, Gadeją, Mateją i Stopką Mocarnym...
Nie idealizuje go Tetmajer i tutaj, nie podsuwa mu motywów i uczuć, które musiały być obce chłopu na zbójectwie wychowanemu i szukającemu za Tatrami swej sławy — a narzucone mu, zrobiły by zeń postać nieprawdziwą. Korzysta jednak poeta ze sposobności, aby pogłębić naszkicowaną dotąd zaledwie charakterystykę Janosika. Nie w bitwie wprawdzie, nie na szaleńczej zbójeckiej wyprawie spotykamy go, ale w domu, bezczynnym i odpoczywającym, w tych słowach jednak, które mówi do posłów, w królewskim gieście, z jakim ich przy pożegnaniu obdarza, jest coś naprawdę górnego, jakaś pewność siebie i siła spokojna, ukryta, że nie zadziwimy się już wcale, gdy w chwili klęski lud podhalański na niego właśnie zwróci oczy, jak na wybawiciela.
Strona:PL Jerzy Żuławski - Szkice literackie.djvu/038
Ta strona została uwierzytelniona.