bie wszystko, co wielkie i święte, bo jesteśmy słabi.
Obwołaliśmy bogiem swym Słowackiego, ale on, zdaje mi się, wyparłby się nas i wyrzekłby się śmiesznych ofiar, które mu składamy. On miał potęgę, której my nie mamy; on szedł sam, ale drogą jasną i duchy porywał za sobą. Dla tego też on będzie żyć wiecznie, a o nas pamięć zaginie...
Ale mimo wszystko: natus est Conradus! Ideja się narodziła i trwa. My, choć kłonimy przed nią czoła, służyć jej nie mocni, to też wiatr czasu nas zmiecie, ale ideja jest nieśmiertelna i wcześniej czy później w piewcach nowych i potężnych ucieleśniać się będzie znowu.
To jest wiara nasza ostatnia. Po nas, upiorach Gustawa, Konrad przyjdzie. Nie wiemy kiedy i skąd, ale przyjdzie i naród go powita okrzykami: Hosanna! Był Konrad wojujący, co za lud swój Boga na bój wezwał; będzie Konrad tryumfujący, który ciałem uczyni to, o czem tamten marzył, który naród jak pieśń żywą stworzy i to największe a upragnione uczyni dziwo: zanuci pieśń szczęśliwą!