Siedzieliśmy na dachu obserwatorjum w Bernie szwajcarskim, ja i mój przyjaciel, który ongi z zapałem astronomję studjował, a dzisiaj orze gdzieś mazowieckie piaski i „do Gdańska pszenicę spławia“. Ale wtedy nie myślał jeszcze zapewne o swym obecnym zawodzie. Wszak to był czas, kiedy pełni wiary we wszystko, w co tylko człowiek młody i szalony wierzyć może, budowaliśmy zamki, już nie na lodzie, lecz gwiazdach. Tam na dachu tego małego obserwatorjum w alpejskiem mieście, gdzie przyjaciel mój całe dnie nad otworem teleskopu pochylony przesiadywał, rodziły się w gorących dysputach nasze najwspanialsze i najszaleńsze pomysły, snuły się nasze najgwiaździstsze marzenia.
Owego dnia jednak siedzieliśmy wbrew zwyczajowi w milczeniu obok siebie. Całą naszą uwagę (jeśli można mówić o uwadze tam, gdzie człowiek poczucie swego „ja“ zatraca) przyku-
Strona:PL Jerzy Żuławski - Szkice literackie.djvu/087
Ta strona została uwierzytelniona.