rzekł i zaśmiał się cicho i jakoś spazmatycznie.
— Aż do jutra, — dodałem.
Młody astronom spoważniał dziwnie.
— Nie. Dla tych, co dzisiaj w nocy umrą, nie wróci już nigdy.
Nie wiem dlaczego, rozśmieszyła mnie ta jego powaga.
— Czy się na tamten świat wybierasz? — zapytałem wesoło. — A zresztą cóż stąd, choćby i wszyscy ludzie wymarli? Piękno przyrody zostanie po nich i bez świadków się obejdzie...
Astronom nie odpowiadał. Pochylił się tylko zwolna nad teleskopem i dopiero po długiej chwili zwrócił się znów do mnie. Jedną ręką chwycił mnie za ramię powyżej łokcia a zataczając drugą krąg w koło siebie, spytał:
— Czy ty myślisz naprawdę, że piękno jest tam, poza nami, w tych rzeczach wszystkich?
— Ależ naturalnie! — odrzekłem.
— Bo ja tak nie myślę, — kończył, — ja myślę, że ono jest w nas i tylko w nas.
— Zapewne, jako uczucie, zapewne — wszak my piękno odczuwamy... Ale w każdym razie istnieje po za nami, w przedmiotach coś, co
Strona:PL Jerzy Żuławski - Szkice literackie.djvu/089
Ta strona została uwierzytelniona.