stało się z nią podobnie, jak z Księgą kaznodziejską Salomona, do której pierwotnego, dającego się z tekstu i dziś jeszcze wyłuskać jądra o straszliwym refrenie: hawel hawulim, omar koheleth, hawel hawulim, hakol huwel — marność marności, rzekł kaznodzieja, marność marności, wszystko marność — dodawały wieki więcej optymistyczne po wyrazie, po zdaniu, po rozdziale, aż w końcu utworzyła się przeciwwaga ufności i wiary dla potwornego śmiechu królewskiego mędrca nad nicością żywota i losu?
Gdy się czyta powieść Ijoba, zwłaszcza w hebrajskim oryginale, ma się często to wrażenie. Nieraz w ustach jego znajduje się wyrazy, stojące w rażącej sprzeczności z tem, co przed chwilą powiedział ze szczerej głębi duszy, nieraz opowiadanie załamuje się dziwnie, zarówno pod względem toku myśli i wyrazu uczuć, jakoteż siły słowa i mocy obrazów, które bledną naraz i rozpływają się w bezbarwnym, moralizatorskim recytatywie. I znowu wybuch potężny, jak gdyby strumień na sztuczną sprowadzony mieliznę znalazł napowrót swe łożysko właściwe i z szumem rzucił się niem po kamieniach ku bezmiernemu morzu, w którem ucichnąć ma wreszcie.
Strona:PL Jerzy Żuławski - Szkice literackie.djvu/193
Ta strona została uwierzytelniona.