wają, podnosi niewinność swą wobec Boga. Wreszcie zwraca się już wprost przeciw niebu i niezrozumiałej dlań a bez powodu gnębiącej go potędze. I tutaj właśnie, w księgi rozdziale siódmym, zaczyna się monolog, blademi przemówieniami przyjaciół z rzadka zaledwie przerywany, który poprostu niema równego sobie w całej poezji świata!
Ginie z przed oczu naszych przypadkowe imię Ijoba: oto jest Człowiek z losem swoim gorzkim a niepojętym, z całym bólem, ze wszystkiemi nieszczęściami i wiszącą nad nim, nieodwracalną grozą śmierci, który jęczy skargą i zaś w buncie rozpaczliwym podnosi pięście, aby je znowu opuścić w zwątpieniu, nawet bez nadziei dosięgnięcia Tego, co sobie zeń najstraszliwszą uczynił igraszkę. Przez dwa czy trzy tysiące lat ból ludzki nie znalazł sobie głębszego wyrazu, nicość żywota i losu bardziej gorzkiem nie odezwała się echem ani rozpacz zbuntowana bezwzględniej przeciw Stwórcy kiedy wystąpiła.
Przesuwają się przed oczyma naszemi obrazy niewysłowionej mocy i piękności, smutek życia bezbrzeżny malujące, jęczy skarga najboleśniejsza, słowa jak gromy biją o błyszczący, stalowy, niewzruszony puklerz nieba.
Strona:PL Jerzy Żuławski - Szkice literackie.djvu/197
Ta strona została uwierzytelniona.