niczne, krwią żywą napisane, pełne zacięcia nadzwyczajnego, bystrej obserwacji i umiejętności zatargania właściwemi nerwami u graboskórnego nawet widza, dowodzą wbrew wszelkim Samozwańcom, Cyganerjom i Fryderykom, że Nowaczyński posiada wybitny talent dramatopisarski i gdyby zechciał, mógłby tworzyć naprawdę rzeczy nieprzemijające.
Faktem jest jednak niewątpliwym, że czasy zmieniają się strasznie i... nos mutamur in illis[1]. Tak niezmiernie trudno poznać dzisiaj w godnym, szanownym i uznanym autorze dramatów historycznych, „obiegających z powodzeniem sceny polskie“, dawnego chochlika o bystrem oku i ciętem piórze, ze złośliwym na ustach uśmiechem, enfant terrible śp. Młodej Polski, tępiciela nieubłaganego wszelkiej filisterskości, bicz boży na wszystkich uznanych, szanownych i godnych... Czasem tam jeszcze w jakiejś scenie dramatu błyśnie stalowe ostrze dawnego dowcipu, zabrzmi śmiech dawny niespodziewanie, czasem jeszcze po kartach obrazkowego pisma śmignie jakaś meandra, spóźnionym swym lotem prawie zdziwiona, ale to już wybryki ostatnie, jakby mimowolne, coraz rzadsze, coraz bardziej nieszkodliwe, coraz lepiej pulchną, miękką, nie-
- ↑ my zmieniamy się wraz z nimi (sentencja łacińska).