Ta strona została uwierzytelniona.
Pan Feldman pisze:
Str. 6 — 7: „Ale i pogarda ma swoją miarkę. Przebrała się — i dość mi tych ropuch symbolicznych i nie symbolicznych[1]! Ludzie istotnie zaczynają uważać wstręt za słabość, milczenie za brak argumentów. Otóż tak nie jest. Korzystam z prawa, jakie każdy ma wobec napastujących go bandytów. Dosyć tej atmosfery kłamstw i nikczemności. Formalną nagankę przeciw[2] mnie zorganizowano, z kilku puntów równocześnie, obmyśloną, systematyczną. Hola, panowie. Protestuję[3] — i będę się bronić. Tembardziej że chodzi tu o osobę moją, ale także o sztandar. O cześć własną, ale i o sprawę. Jeżeli[4] w literaturze polskiej mają zapanować takie zwyczaje, jak te, które się do mnie stosuje — trzeba maczać pióro w innym płynie, nie w atramencie. Niech potem nie kręcą nosami senatorowie i ludzie „dobrego smaku“. Gdzie była ich rola i „smak“, gdy ciskano moje imię do wszystkich kanałów, rzucano na nie najniemożliwsze plugastwa.“
NB. Ostry przypadek manji prześladowczej, która zazwyczaj obłędowi wielkości towarzyszy. Nikt w bandycki sposób dotąd pana Feldmana nie napastował, nikomu nie śniło się o organizowaniu jakiejkolwiek naganki przeciw niemu ani o poniewieraniu po kanałach jego pięknego imienia. Jedynie — kilku krytyków ośmieliło się napisać w wyraźny choć przyzwoity sposób,