zać „jak to boli“, wezmę ten sam bicz w rękę i każę jemu skakać przez kij, a on sam wielkim głosem zawoła: gwałtu! rozbójnik! —
Sposobność ku temu, której zgoła nie szukałem, nadarzyła się wkrótce. Pan Feldman ogłosił w Krakowie odczyt „O gienjalnym człowieku“. Ponieważ od lat kilku pracują nad obszernem dziełem, mającem właśnie za przedmiot istotę sztuki, twórczości i gienjuszu, zaciekawił mnie temat odczytu i — wychodząc z zasady, że niema człowieka tak... mało mądrego, od którego by się czasem nie można czegoś nauczyć, poszedłem przysłuchać się temu, co pan Feldman powie.
Nie miałem z góry zamiaru pisać sprawozdania z tego odczytu; było ono odruchem oburzonego we mnie sumienia filozoficznego, a co do tonu prawie mimowolną reakcją na czytaną niedawno „polemikę“ pana Feldmana. —
A oto owo sprawozdanie, które ukazało się w „Słowie Polskiem“ pod tytułem: Talent a gienjusz:
∗
∗ ∗ |
Zdarzyło się, że przechodząc ostatniej niedzieli przez Rynek krakowski, spostrzegłem afisz