gienjusz, zawiązując syntezy w jednym rzucie, dochodzi nieraz w parę chwil do wyników, które konstrukcją osiągnąćby się dały może dopiero przez pracę całych pokoleń.
W nauce, gdzie gienjusz przyszłe prawdy „przeczuwa“, rzucając niejako w ciemność wytyczne promienie, możnaby się jeszcze sprzeczać o wartość gienjusza w stosunku do konstruktora, którego zdobycze, wolniej osiągnięte, pewniejsze są i więcej z natury rzeczy uzasadniona, — ale w dziedzinie sztuki ma gienjusz jeszcze i tę niesłychaną wyższość, że zawiązując swe syntezy samorzutnie, nadaje im przez to moc sugiestywną, stwarza jedności doskonałe, ne których nie widać szwów ani zlepień, nie znać zużytej pracy — co było zawsze, jest i będzie ideałem sztuki.
Ta ukochana przez pana Wilhelma Feldmana „zdolność swobody“ (sit licentia verbo)[1], nie jest niczem innem, jak tylko objawem wtórnym, wybujałej zdolności gienjalnego tworzenia towarzyszącym: nierad chodzi cudzemi drogami ten, który ma swoją własną, ani ten się na prawa ogląda, który dla przyszłych wieków tworzy nowe.
W tem bezwzględnem tworzeniu, w tem wy-
- ↑ łac. 'niech będzie wolno użyć tego wyrażenia'.