Strona:PL Jeske-Choiński Teodor - Błyskawice 01.djvu/021

Ta strona została uwierzytelniona.

boda wielkiej damy paryskiej młodemu oficerowi z prowincyi.
Nareszcie, po godzinie była hrabina opięta, uczesana i upudrowana złotym pudrem, który jej czarne, bujne włosy zmienił w rudawe.
Żegnając się z kuzynem, rzekła:
— Nie zapomnij być dziś u mnie na obiedzie. I pan, naturalnie, panie abbé, bardzo proszę. Po obiedzie pojedziemy do pani de Beauharnais na filiżankę kawy. Do widzenia... Ach prawda, byłabym zapomniała. Mam nadzieję powitać wkrótce u siebie zamiast zwyczajnego abbé de Courcel, kanonika de Courcel, kanonika doskonale uposażonego.
Błysk radości zaświecił w oczach młodego księdza.
— Byłażby hrabina łaskawa wstawić się za mną u Jego Eminencyi, kardynała de Rohan?
— Użyłam całej swojej wymowy, aby przekonać Jego Eminencyę, że tak oświeconemu, doskonale wychowanemu i miłemu księdzu, jak pan de Courcel, należy się najlepsza kanonia jego dyecezyi, i zdaje mi się, że nie trudziłam się daremnie.
— Nie wiem doprawdy, czem zasłużyłem na takie względy. Pani hrabina na mnie zanadto łaskawa.
— Dla dobrych przyjaciół nie jest się nigdy zanadto łaskawym. A teraz do widzenia.