Strona:PL Jeske-Choiński Teodor - Błyskawice 01.djvu/028

Ta strona została uwierzytelniona.

trzu. Doktorowie: Tronchin, Lorry Barthès byli doktorami modnymi, światowymi. Więc wsiadł cały beau monde paryski na konia i galopował przed obiadem w lasku bulońskim, naprawiając cerę i nerwy, zniszczone, wyczerpane, rozstrojone nocnemi biesiadami, zabawami, dysputami.
Ciekawie rozglądał się wicehrabia w tym barwnym tłumie, któremu drożyzna chleba nie odjęła humoru, bo nie odczuwał na sobie jej okrucieństwa. Co chwila zatrzymywała się któraś z amazonek, przywołując do swego boku uśmiechem kuszącym któregoś z przejeżdżających panów. Szeptano, śmiano się, gawędzono wesoło.
W pełnym galopie przemknęła obok kabryoletu Clarac’a jakaś młoda dama. Pędziła tak szybko, iż miała zaledwie czas rzucić księdzu de Courcel uśmiech przyjazny. Siedziała doskonale, ze swobodą doświadczonego jeźdźca na czarnej klaczy, której grzywa mieniła się złotemi i srebrnemi wstęgami. Ogień śmiałej, odważnej młodości tryskał z czarnych oczu damy, ubranej w krótką, zieloną amazonkę, z pod której było widać płytkie trzewiki z różowej skóry bez obcasów i w zielony żakiet męski. Szeroki krawat z białej gazy, zawiązany fantazyjnie, zakrywał jej szyję, na włosach, ujętych z tyłu w warkocz, zakończony kokardą, miała kapelusz wełniany, ożywiony pióropuszem.