Strona:PL Jeske-Choiński Teodor - Błyskawice 01.djvu/042

Ta strona została przepisana.

bawiły się i rządziły. One to rozdawały swoim ulubieńcom wieńce sławy, sprzedawały ich książki, oklaskiwały ich w teatrach, one wyrabiały swoim stałym, wiernym gościom, swoim „parafianom“ fotele Akademii francuskiej i pensye dworskie, za co wdzięczni autorowie unieśmiertelnili ich nazwiska.
W miarę jak się zbliżało żywe wcielenie idei wywrotowych, fermentujących przez lat czterdzieści w książkach, gasły powoli ogniska rewolucyi teoretycznej. Słynne bureaux d’esprit ustępowały miejsca salonom politycznym. Jedyna prawie pani Beauharnais, sama będąc literatką, została aż do samego końca wierną literaturze i nauce.
Siedziała w wygodnym fotelu, przy kominku, jeszcze przystojna, mimo siwe włosy i lat pięćdziesiąt. Miała na sobie czarną, jedwabną suknię, zamkniętą pod szyję. Zażywając od czasu do czasu z płaskiej, złotej tabakierki z portretem Turgofa tabakę, słuchała bardzo uważnie Mercier’a, który tłómaczył grupie gości, otaczających panią domu, przyczynę ruiny finansowej Francyi. Przechylona z uprzejmym uśmiechem do uczonego, zdawała się być cała pochłoniętą nudnym przedmiotem, co nie przeszkadzało wcale jej mądrym oczom, krążyć bezustannie po salonie i czuwać nad służbą i gośćmi. Bo posiadała w wysokim stopniu talent wszystkich