Strona:PL Jeske-Choiński Teodor - Błyskawice 01.djvu/043

Ta strona została przepisana.

wielkich dam francuskich XVIII stulecia: umiała słuchać nawet wtedy, kiedy jej myśli odbiegły daleko od roztrząsanego tematu.
Jej czujne oczy padły na wice-hrabiego de Clarac, który nie brał udziału w ogólnej konwersacyi. Przybył on z panią de Bar i z Księdzem de Courcel w chwili, kiedy wstawano od obiadu. Kuzynka i abbé znalazłszy się wśród dobrych znajomych, zleli się bez trudu z towarzystwem; on zaś, obcy w Paryżu, onieśmielony znakomitościami, których głośne nazwiska znał z książek, tułał się po salonie, jak intruz. Przysiadł się do jednej grupy, przysiadł się do drugiej, postał tu, postał tam, w końcu, widząc, że nikt nie zwraca uwagi na młodego nieznanego nikomu oficera prowincyi, wcisnął się w najdalszy kąt i zabawiał się na własną rękę obserwacyami.
Nu bardzo olśniła go konwersacya salonu paryskiego. To, o czem mówiono, umiał na pamięć. Jak cała młodzież szlachecka ostatniego pokolenia, pluskał się i on z rozkoszą młodości, witającej zawsze z radością wszelkie nowinki, tem pożądańsze, im śmielsze, im zuchwalsze, już w szkołach w kipiącym wirze idei wywrotowych. Słynni uczeni i literaci „parafianie“ pani de Beauharnais, wyrażali się niewątpliwie lepiej, wprawniej, gawędzili i większą łatwością od domorosłych, dyletanckich filozofów miast prowincyonalnych,