Strona:PL Jeske-Choiński Teodor - Błyskawice 01.djvu/044

Ta strona została przepisana.

ale były to zawsze te same wycieczki przeciw Bogu, religii, chrześcijaństwu, Kościołowi i monarchii, które szumiały od lat kilkunastu w ulu oświeconej Francyi.
I niebardzo olśniło go towarzystwo stolicy, wytworne panie w dekoltowanych tualetach, z perłami w upudrowanych włosach, z perłami na szyjach, i wykwintni panowie w jedwabnych, różnobarwnych sukniach, w perukach, w żabotach, w trzewikach, spiętych srebrnemi albo złotemi sprzączkami, z trójrożnymi kapeluszami pod ramieniem. Te wytworne panie i ci wykwintni panowie ruszali się bez wątpienia z większą swobodą, wdzięczniej, okrągłej od światowców prowincyonalnych, ale były to zawsze to same ruchy, ukłony, uśmiechy, formy, określone dokładnie przez kodeks dobrego wychowania.
Najwięcej z całego towarzystwa zajęła go hrabianka de Laval, odcinająca się wyraźnie od gładkiego, jednostajnego tła salonu.
Ostatni kaprys mody, strąciwszy z tronu uznanej piękności brunetkę, a osadziwszy na nim blondynkę, nakazał wszystkim damom z towarzystwa pudrować włosy jasnym, złotym pudrem. Jedna panna de Laval miała odwagę oprzeć się tyranii mody. Jej bujne, czarne włosy spadały w lokach na białe ramiona.
Obyczaj ubierał panie z towarzystwa na