Strona:PL Jeske-Choiński Teodor - Błyskawice 01.djvu/051

Ta strona została przepisana.

jów, wampiry wypiją z nas krew ciepłą. Straszny lord zapomina, że żyjemy w epoce światła, wiedzy, rozumu.
— I w epoce burzenia wszelkiej powagi, dodaje straszny lord, co bywa zawsze grą hazardowną. Bo jeżeli jest prawdą, jak twierdzi margrabia de Condorcet, że nowa ewangelia Francyi jest tak prostą, tak naturalną, że wchodzi sam, do każdego przeciętnego mózgu, to i dlaczegóż nie miałaby znaleźć zwolenników i wykonawców wśród tej warstwy, którą my nazywamy kanalią? A wówczas? Wówczas, oświecone damy i oświeceni panowie, zmienią się zasady waszej filozofii w piki, drągi, rusznice...
— W tortury, szubienice, szafoty — wtrąciła panna de Laval z uśmiechem ironicznym — uciekajmy czemprędzej z Paryża, z Francyi, bo nas lord Chesterfield wymorduje jeszcze dziś wszystkich, jak wymordował Herod niemowlęta Judei, i nie będziemy mogli tańczyć na weselu jego prawnuka.
Wesoły, dobry szczery śmiech całego towarzystwa, śmiech ludzi, patrzących bez obawy, z wiarą w jasną przyszłość, poparł hrabiankę.
— Hu, hu, ohydny, ryczący smok, z pikami zamiast zębów w paszczy ognistej, pędzi już ulicami Paryża, aby nas pożarł — mówiła panna de Laval.
Hu, hu — wtórowano jej zewsząd.