Strona:PL Jeske-Choiński Teodor - Błyskawice 01.djvu/072

Ta strona została przepisana.
IV.

— Jakże ci się nasze damy paryskie podobają?
— Jeżeli wszystkie są tak ładne, miłe i dobre, jak ty, kuzynko, to będzie mi bardzo trudno wybierać. Rozmiłuję się na śmierć we wszystkich.
— Pochlebca!
Pani de Bar spoczywała w swoim buduarze na wspanialej, czerwonym adamaszkiem obitej, koronkami strojnej délassante. Pracowała dziś nad siły ludzkie, była okropnie zmęczona. Dziesięć wizyt złożyła osobiście, u dwudziestu portyerów wpisała się własnoręcznie do księgi gości, u modystki przymierzała nową suknię, w magazynie kapeluszy oglądała ostatnie modele, wstąpiła po drodze na jakiś odczyt o jakimś wynalazku chemicznym, który ją nic a nic nie obchodził.
Obok niej, na taburecie siedział Gaston de Clarac, który wrócił właśnie z Wersalu.
Wolno kochać wszystkie ładne kobiety, ale żenić można się tylko z jedną — rzekła. —