Strona:PL Jeske-Choiński Teodor - Błyskawice 01.djvu/080

Ta strona została przepisana.

bony; wysokiego i potężnego wicehrabiego de Clarac z wysoką i potężną hrabianką de Laval. Winszuję z całego serca wysokim i potężnym państwu de Clarac. Masz moje błogosławieństwo wraz z życzeniem pół kopy wysokich i potężnych Claraciątek.
Zmierzchało się już, kiedy rotmistrz opuszczał hrabinę. Chcąc przeczytać świeżego „Merkurego“ udał się na bulwary do kawiarni „Gaussin“, gdzie zbierała się młodzież wykwintna.
Bulwary przedstawiały o tej porze barwny obraz. Wolno, krok za krokiem, posuwały się ekwipaże najróżniejszych kształtów i nazw: allemandy, dyliżanse, „dormeuse’y“, „soli“, „vis-avis’y“, kabryolety, berlinki, gondole, saboty, leniuszki, dyabły, a w tych powozach cały elegancki świat paryski, otulony w kosztowne futra. Posuwały się wolno, krok za krokiem, bo co chwila podchodził ktoś do ich drzwiczek, jakiś młody panicz, jakiś stary galant; wówczas spadały z brzękiem szklane okna i wychylały się upudrowane głowy dam; szeptano i śmiano się z cicha, opowiadano sobie ploteczki. Posuwały się wolno, krok za krokiem, bo ciekawe oczy pań odbywały przez bogato oprawne lornety wzajemny przegląd tualet, koafiur, liberyi, uprzęży. Z szarego tłumu tłoczącego się pod murami domów, odzywał się od czasu do czasu jakiś śmielszy że-