Strona:PL Jeske-Choiński Teodor - Błyskawice 01.djvu/083

Ta strona została przepisana.

— Zdaje mi się, że ksiądz patrzy na nasze położenie przez zbyt czarne szkła.
— Wicehrabia nie wierzy? Jeżeli pan rozporządza godziną wolną, zapraszam pana do „Palais Royal“ na buteleczkę wermutu. Nauczy się pan tam więcej żywego życia, niż w naszych mądrych salonach, w których króluje doktryna, oderwana od rzeczywistości.
W samym środku Paryża rozsiadł się drugi, mały Paryż, szumiący od rana do późnej nocy, jak ul na wiosnę. Książę Filip Orleański otoczył swój ogród czworoboczny ze wszystkich stron domami i galeryami, odciąwszy w ten sposób „Palais Royal“ od reszty miasta. Chciwie rzucili się kupcy na sklepy, pobudowane w galeryach, niezrażeni wysokim czynszem. Czego potrzebował cudzoziemiec, czego szukał przybysz z prowincyi, wszystko to znajdował bez trudu, zgromadzone na jednem miejscu, w „Palais Royal“ bez błądzenia po ulicach wielkiego miasta. Krawcy, modystki, jubilerzy, kawiarze, kucharze, perukarze, fryzyerzy, wekslarze, ubrali, ogolili, ufryzowali, nakarmili, napoili klienta, drąc go bez miłosierdzia, zmieniali mu pieniądze, oszukując go na kursie, dostarczali mu mebli, powozów, koni, książek, klawikordów, pieniędzy wkońcu na rewers. W licznych kawiarniach można było przeczytać wszystkie gazety krajowe i zagraniczne, cyrk zapraszał na widowisko, sale gry