Strona:PL Jeske-Choiński Teodor - Błyskawice 01.djvu/084

Ta strona została przepisana.

od zielonego stolika, a tysiące kokot, mrowiących się w alejach ogrodu i galeryach pod arkadami, kusiły bezwstydnie płeć męską.
Gniazdem oszustwa, wyzysku, gry hazardowej i rozpusty był ogród Filipa Orleańskiego, pierwszego księcia krwi, najbogatszego pana Francyi. Cała kanalia moralna wielkiego miasta, męska i żeńska, gromadziła się tu obok cudzoziemców i ciekawych obserwatorów.
Bezwstydna, zuchwała rozpusta, drwiąca sobie z Boga i ludzi, upodobała sobie pałac Orleanów od dawna. Tu tarzał się w błocie najwyuzdańszych orgii smutnej pamięci Regent, tu przypominała światu zwyrodniałe upodobania Messaliny jego synowa, Ludwika Henryka de Conti, nie gardząca miłością nawet swojego stangreta Lefranca, tu wkońcu zadziwiał i gorszył jego wnuk, książę de Chartres, Wersal i Paryż pomysłami Sardanapala. Powietrze było tu zatrute bezwstydem, cynizmem, grzechem.
Rotmistrz widział po raz pierwszy hałaśliwe życie pałacu królewskiego. Ze zdziwieniem mieszkańca prowincyi przypatrywał się bogato udekorowanym, ze smakiem urządzonym wystawom sklepowym.
W blasku licznych latarni mieniły się w jednej z galeryi jedwabie lyońskie, adamaszki, złote zegarki, biżuterye, serwisy sewrskie. Tu tłoczyło się najwięcej wesołych dam w dłu-