„Foy“ gości, głównie jednak zbiera się tu proletaryat inteligentny, adwokaci bez klientów, lekarze bez pacyentów, mierni literaci, malarze, rzeźbiarze, aktorzy bez sławy, ubodzy studenci bez obiadu, lepsi robotnicy bez stałego zajęcia — objaśniał ksiądz. — Ciekawy to świat, ciekawszy od naszego. W tem środowisku kipią, burzą się, fermentują, błyskają wszystkie namiętności, pragnienia, niepokoje chwili, gotowe do wybuchu. Voltaire, Lametrie, Diderot, Rousseau rozbudzili w krwi tych ludzi ubogich mnóstwo apetytów, których ich skąpe środki zaspokoić nie mogą. Stąd ich głęboka nienawiść do istniejącego porządku. Jeżeli mnie moja znajomość ludzi nie myli, wypadnie właśnie z tych sfer grom, który zdruzgoce starą Francyę. Proszę, niech pan spojrzy na prawo, na ten stolik pod oknem.
Gromadka mężczyzn, których wytarte suknie nie świadczyły wcale o ich zamożności, grała tam w karty. Obok nich, oparty plecami o ścianę, stał olbrzym z karkiem i plecami tura. Jego oczy ukośne, nos szeroki, spłaszczony, nieforemne, odstające uszy przypominały szpetotę Tatara, Mongoła. Twarz podziobana, poryta ospą, nie dodawała oczywiście wdzięku tej głowie odpychającej.
— Cóż za szpetny człowiek! — mówił półgłosem rotmistrz. — Głowa brzydkiego Tatara na tułowiu rzeźnika. Któż to taki?
Strona:PL Jeske-Choiński Teodor - Błyskawice 01.djvu/087
Ta strona została przepisana.