Strona:PL Jeske-Choiński Teodor - Błyskawice 01.djvu/092

Ta strona została przepisana.

rrrraz cnoooty ooobywatelskiej, uciśnionego luuudu mściciele.
Dokoła widział rotmistrz błyszczące nienawiścią oczy, usta zaciśnięte, rozgorączkowane twarze. Ku swojemu wielkiemu zdziwieniu spostrzegł teraz w najdalszym kącie kawiarni Jakóba. Dragon zauważył go widocznie, bo chował się za plecy rudego kuchcika z oberży.
— Któż to ten chuderlawy jąkała? — zapytał.
— To niejaki Kamil Desmoulins, przyjaciel, adjutant owego Dantona, tak samo młody adwokacik bez klientów, jak on, żyjący niewiadomo z czego, długami, ubogą zapomogą ubogiego ojca, nadzieją lepszego jutra, żółcią, zawiścią.
— Dziwi mnie, że władza zezwala na tego rodzaju niemądrą gadaninę.
— Za Ludwika XIV nie śmiał nikt ust otworzyć, za Ludwika XV pozwalano sobie po cichu szemrać, a pod rządami dobrego, zacnego Ludwika XVI, który nie lubi karać, mówi, wykrzykuje każdy pauper głośno, co mu tylko przyjdzie do głowy. Widzi pan, że dobroć królów nie służy zawsze dobru powszechnemu. A potem. Policya jest bezsilną w „Palais Royal“, nie ma dostępu do tego gniazda rozpusty, zgorszenia i rewolucyi, do tej błyszczącej nory, której broni przed ciekawością władzy powaga, nietykalność księcia krwi.