Strona:PL Jeske-Choiński Teodor - Błyskawice 01.djvu/112

Ta strona została przepisana.

dzice pięknej Francyi, otrząśnijcie z siebie jarzmo nikczemnych uzurpatorów. My nazywamy się milionami, a oni tworzą w pośród nas tak nieliczną gromadkę, iż zarzucimy ich czapkami, gdy się do nich zabierzemy. Czego się boimy? Ta hołota, pyszniąca się tytułem zdobywców Francyi, spodlała, zmarniała do tego stopnia,.iż nie potrafiłaby się nawet bronić. Zuchwalstwo i brutalność jej przodków strawiły próżniactwo, rozpusta i życie salonowe ostatnich lat stu. Nie obawiajcie się tych wykwintnych, zwyrodniałych zdechlaczków. Rzucimy ich o ziemię bez wielkiego wysiłku, za co nam dobry król będzie wdzięczny, bo i jemu obrzydła drapieżność i żarłoczność szlacheckich żebraków.
— Niech żyje król, na szubienicę arystokratów i klechów! — zahuczało w izbie.
— Rzucimy ich o ziemię, jak bezsilne szczenięta.
— Odbierzemy im naszą Francyę, naszą własność prawowitą, zburzymy ich przywileje.
— Niech żyje stan trzeci!
Dzwoniły szklanki, kieliszki, szumiał gwar podniesiony, a z tego gwaru wylatywały wykrzykniki, groźby tłukące się o ściany, jak ptactwo zbłąkane. Słychać było ciągle: podli arystokraci, nikczemni księża, na szubienicę!
Lord Chesterfield miał ochotę zabawić się kosztem entuzyazmu rewolucyjnego panny de