Strona:PL Jeske-Choiński Teodor - Błyskawice 01.djvu/130

Ta strona została przepisana.

wały, wasza praca dawała pieniądze na kosztowne meble, karety, jedwabne suknie. To wszystko wasze i powinno wrócić do was. Wiedzą o tem wasi ciemięzcy i dlatego schlebiają wam teraz, pieszczą was, udają dobrych, hojnych, liżą się wam ze strachu przed owym sądem.
— A pan skąd o tem wie, panie uczony? — odezwał się znów stary chłop.
— Gdybyście umieli czytać, toby wam książki powiedziały, że mówię prawdę, że zamiast szlachty i duchowieństwa, będzie teraz rządził naród z królem.
Stary chłop pykał z fajeczki, pluł przez zęby, spoglądał podejrzliwie z podełba na „uczonego pana z Paryża“, ale młodzi pożerali mówcę błyszczącemi oczami.
Wiedzieli oni, że się coś niezwykłego dzieje na świecie, że jakiś wicher idzie nad Francyą, ale szum tego wichru dochodził do nich, do analfabetów z łatwowierną inteligencyą dzikiego mieszkańca lasów dziewiczych, niewyraźnym szmerem niezrozumiałych głosów. Goś się tam w Paryżu, w Wersalu, w większych miastach kłębiło, kotłowało, od czasu. do czasu przypływało do cichych wiosek i drobnych miasteczek echo groźnego rozgwaru, ale to echo było tak słabe, iż trudno je było uchem niewprawnem pochwycić.
Ci ciemni, biedni ludzie, wyssani podat-